Los tak chciał, że po śubie zamieszkałam z Mężem, jego mamą i dwójką dziadków. To celem wstępu. O tym jak mieszkanie na kupie z obcymi ludźmi jest co najmniej "niekomfortowe" będę jeszcze pisać... Wiąże się z tym to, że mieszkając w obcej wsi, odwiedzają nas ludzie, których wogóle nie znam. Niestety nie jestem typem co to do każdego gościa będzie się szeroko uśmiechać i z każdym znajdzie temat. Mamy wspólną kuchnię z teściową, więc poniekąd jestem skazana na kontakt z jej gośćmi. Mogę siedzieć w pokoju, ale czasem składa się tak, że jestem głodna, kiedy są jej goście, lub muszę akurat umyć butelkę dla Juszki, albo dać jej jeść. Tak było też i tym razem.
Pukanie do drzwi… „Dzień dobry” krzyczy ktoś z progu i idzie do nas do kuchni, ja myłam szklanki, teściowa trzymała Justynkę.
Teściowa i ja „Dzień dobry”.
Orientuję się, że to jakaś znajoma osoba, bo moja Teściowa: „O dawno Cię nie widziałam!”. Chwilę trwa wymiana zdań, po
czym po 2 minutach rozmowy i mizdrzenia się do mojego dziecka (mnie to w ogóle
jakby tam nie było, ale czego się spodziewać, skoro upłynęły dopiero 2 minuty…) kobieta ta wyciąga
ręce do mojego dziecka: „no chodź do mnie na rączki”
O nie hola, kolejna… „Nie
chodź Perełka, bo w końcu do wszystkich na rączki przyzwyczaisz się chodzić” mówię zła i tylko patrzę na reakcję teściowej, bo już wyciągała
ręce, żeby podać Małą tej kobiecie. Na szczęście obydwie ustąpiły i Justynka została na
kolanach u babci.
Jak? Myślę
sobie, jakim prawem, Ty bezczelna kobieto po 2 minutach obecności chcesz już
brać moje dziecko na ręce? Kim jesteś? Nie znam ani Twojego imienia, ani nazwiska,
nie wiem skąd przyjechałaś, ale Ty już uzurpowałaś sobie prawo, żeby brać moje
dziecko na ręce! Może najpierw, chociaż zapytaj, czy możesz?
Druga sprawa... Jeśli obok jest matka dziecka i babcia, to komu ta kobieta powinna zadać
pytanie czy może wziąć dziecko na ręce? Powinna zapytać się matki,
a nie babci dziecka czy może je wziąć na ręce, nieprawdaż? Więc jeśli mnie kobieto
nie znasz i wstydzisz się mnie zapytać to po prostu może odpuść sobie branie
mojego dziecka na ręce?!
Ludzie nie wiem, co to za głupi nawyk brać obce dziecko na ręce. Może źle robię, że nie chce dawać
mojego dziecka innym na ręce. Ale czy nie można dotknąć dziecka za rączkę, za nóżkę, zagadać, czy uśmiechnąć się do niego? Nie chcecie zobaczyć uśmiechu dziecka tylko wolicie je nosić? Co za radość daje Wam
branie mojego dziecka na ręce? Moja Córka ma dużo cioci i wujków, bo zarówno
ja, jak i mój Mąż mamy po trójce rodzeństwa, oni mają już swoje rodziny, dzieci, więc grono rodzinne jest liczne… Plus rodzeństwo moich
rodziców i teściowej, nasze rodzeństwo cioteczne, bliscy znajomi... Im nie zabraniam nosić Justynki, (aczkolwiek umiar wskazany).
Wszyscy Oni są
ciociami i wujkami dla naszego dziecka. I tutaj właśnie dochodzi jeszcze jeden
wątek, dlaczego byle psiapsióła mojej teściowej, która przychodzi do niej w
odwiedziny od razu nazywa siebie „ciocią” mojego dziecka. Ty nie jesteś jej ciocią!
Nazywaj siebie po prostu Panią! Bo jeśli uznam, że moje dziecko może mówić
do ciebie per ciocia to sama tak Cię nazwę...
Moje
jedenastomiesięczne dziecko, jeszcze nie mówi ciocia, ale wszystko już łapie,
dlatego nie chce, żeby myślało, że świat składa się tylko z cioci i wujków i może iść
do każdego i z każdym, kto mu to zaproponuje. Wyobraźnia daje mi taki przykład: moje dziecko wybiega do drogi, ma
jakieś 4 latka. Zatrzymuje się samochód, drzwi otwiera jakiś pan: „Przejedziesz
się ze mną?” Moje dziecko nauczone bezgranicznej ufności do wszystkich, wsiada do samochodu, bo to pewnie kolejny dobry wujek... I co może się wydarzyć? Wolę nawet nie myśleć!
Jaki jest więc
morał tego tekstu? Uważam, że branie czyjegoś dziecka na ręce przez każdego, kto
sobie tego zażyczy, nie jest ok. Do tej pory milczałam, teraz zamierzam mówić każdemu, co o tym myślę. Także nazywanie
wszystkich ciociami i wujkami, jest przesadą. Ponadto myślę, że nie każdy
życzył by sobie, żeby go nazywać ciocią i wujkiem, dlatego jeśli jakaś osoba
nie jest z rodziny, lub bliskich znajomych, uważam, ze nawet bezpieczniej nazwać
ją panią, czy panem.
Wiem, że dziecko nie jest moją własnością, nie chcę go odseparować od ludzi. Nie mniej jednak,
uważam, że dobre wychowanie nakazywałoby nieznajomej osobie zapytać mnie, czy
może ponosić moje dziecko. I zapytać mnie, a nie mojej teściowej!
x
Ja to w ogóle nie lubiłam jak mi ciągle ktoś nosił małą jak była jeszcze mniejsza. Z tym nazywaniem innych ciociami i wujkami nie mam problemu, ale w przypadku kogoś kogo dobrze sama znam. Ale też jest dużo racji w tym co piszesz, że to nauczy dziecko ufać wszystkim a to nie dobre. :)
OdpowiedzUsuń