niedziela, 15 października 2017

Dzień dziecka utraconego. Mnie też to spotkało

Dziś 15. Października, dzień dziecka utraconego. To nie święto, bo jak takie zdarzenie świętem nazwać można, to dzień wspomnienia, smutku i żalu o dzieciątkach, którym nie dane było żyć... Nie dane im było leżeć u naszych boków i czuć ciepła mamy, a Nam Matkom nie dane było wziąć ich w ramiona, przytulić do siebie, patrzeć jak rosną każdego dnia.







  Mnie też to spotkało 2 razy poroniłam... 



W ciążę zaszłam szybko po 2 miesiącach starań... Muszę przyznać, że bardzo chciałam zostać mamą, ale ten moment, kiedy zrobiłam test i wynik okazał się pozytywny, to nie była chwila wow! Pierwsze wrażenie? Nogi się pode mną ugięły i pojawiło się pytanie, czy ja aby na pewno dam radę być Mamą? Później emocje opadły i zaczęłam się cieszyć, potem pochwaliłam się Mężowi. Następnie gładzenie brzuszka, mówienie do maluszka o radości i obawach. Po tygodniu udałam się na wizytę do ginekologa. 5 tydzień, pęcherzyk już widoczny, ciąża pojedyncza. Bicia serduszka jeszcze nie ma, jest za wcześnie. Super! Tylko tak się nie okazało...

Wkrótce po wizycie wszystko zaczęło się psuć. Zaczął mi towarzyszyć ból brzucha, w dole, taki jak przy miesiączce i przeczucie, że coś będzie nie tak. Najbardziej bałam się czy dziecko będzie zdrowe. Złe przeczucie przyniosło poronienie. Tego dnia nie mogłam wytrzymać w pozycji siedzącej. Rozmawiałam z Mężem, że podejrzewam najgorsze. Ból był ogromny, poszłam usiąść na sedes. Zdejmując spodnie, skapnęła ze mnie duża kropla krwi na podłogę, zanim zdążyłam usiąść, a potem więcej... Pierwszy raz poroniłam 15. marca 2015.

Emocji chyba nie muszę opisywać. Czułam jakby ktoś wyrwał cząstkę mnie. Żal do świata, dlaczego to akurat nas spotkało i strach czy będzie dane mi zostać matką.

Następnie kilka tygodni wertowałam w internecie szukając innych dziewczyn, które poroniły, czytałam ich historie, okazało się, że jest Nas bardzo dużo, tylko o tym nie mówimy. Ja też o tym nie mówiłam, wiedzieli najbliżsi, ale reakcji innych osób się bałam, a chyba najbardziej swojej, że mogę po prostu się popłakać...

Drugi raz poroniłam w sierpniu 2015. Szczęśliwie zaszłam w ciążę od razu. Niestety cały czas towarzyszyło mi złe przeczucie i długie (przeszło miesięczne) brunatne plamenie. Tym razem widziałam na usg bicie serduszka. Dostałam luteinę na podtrzymanie ciąży, za tydzień poszłam na usg, bicia serduszka już nie było. Poroniłam, tylko bez widocznej plamy krwi jak za pierwszym razem. Znowu szpital, łyżeczkowanie, pretensje do świata i Boga, ból, cierpienie, obawy czy jeszcze uda się nam mieć dziecko. Przeglądanie historii aniołkowych mam...

Jest tego dobre zakończenie. Mam córeczkę z trzeciej ciąży. Tym razem podświadomie wiedziałam, że będzie dobrze. A teraz ma już rok!

Poronienie to ból nie tylko matki, cierpi partner, cała rodzina... Mi bardzo pomógł Mąż, cierpiał tak samo mocno jak Ja, a jeszcze mnie pocieszał i dawał nam szansę i nadzieje, że będziemy rodziną, że będziemy mieli jeszcze swoje dziecko.

Nie wyobrażam jednak sobie stracić dziecko w 20-stym lub 30-stym tygodniu ciąży. Nie wiem, czy z takiej straty bym się podniosła. Współczuję takim Matkom z całego serca. Naszej krzywdy Matek, które poroniłyśmy, często się nie bierze pod uwagę, bo co? "Bo tak się zdarza, natura eliminuje wadliwe zarodki" Słyszałam taki tekst od lekarza... Na pewno nie chciałabym być na miejscu Matki, która urodziła martwe dziecko, lub stracila dziecko w zaawansowanej ciąży, ale jedno jest pewne:

Krzywdy żadnej Matki nie należy umniejszać.

piątek, 6 października 2017

Lista prezentów na roczek

Jesteśmy już po! Możemy teraz i Wam doradzić co kupić dziecku na roczek jeśli nie macie pomysłów.

Polecamy przy tym proste zapytanie rodziców dziecka o to co przydałoby się ich dziecku, bo czasami próżne nasze poszukiwania czegoś oryginalnego, kiedy dziecku nie potrzeba nic wyszukanego :-)

Ja np rozdzieliłam pomiędzy rodzinę wymyślone przeze mnie prezenty dla córeczki. Oczywiście nie narzuciłam, ale zasugerowałam, a wyszło tak, że każdy coś wybrał i naszej córeczce sprezentował. I wilk syty i owca cała...


Co trzeba wziąć pod uwagę? Porę roku (dziecku urodzonemu wiosna, lato można kupić więcej zabawek), kategorię wiekową (moim zdaniem nie ma co kupować prezentu na potem). Co można kupić na roczek? Tu pomysły:


1. Sesja fotograficzna (pamiątka na lata dla całej rodziny) albumy, (tych nigdy za wiele), książeczki pamiątkowe (tam znajdują się fajne przypominajki, np. kiedy dziecko postawiło pierwsze kroczki, ulubiona piosenka, ulubiona zabawa, od kogo dziecko dostało książeczkę)







2. Rowerek. Oczywiście to jeszcze nie czas na rowerek biegowy, ale taki na trzech kołach, z rączką do prowadzania jak najbardziej! Nasza córka jest bardzo zadowolona, co prawda pora roku nie najlepsza na wyprawy, ale myślę, że na wiosnę go wpełni wykorzystamy.








3. Jeździki, jeździki-pchacze. Tutaj wyboru jest mnóstwo. Jeździki występują w różnych formach (samochody, zwierzątka itp.) a jeździki-pchacze zachęcają do zabawy, kuszą światełkami, muzyką kształtami.








4. Sortery. Tutaj też jest w czym wybierać. Domki, pudełka, zwierzątka itp.






5. Zabawki drewniane. Są przepiękne, malowane, mają fajne kształty, są oryginalne. Drewniane mogą być wcześniej wspomniane jeździki i sortery, ale jest też wiele innych pomysłów na drewniane zabawki. Moja córka dostała np. drewniane warzywa i owoce w elementach łączonych na rzep. Moja córka lubi je rozrywać, o składaniu jeszcze nie ma mowy.









6. Zabawki do kąpieli. To nie tylko dmuchana kaczuszka jak kiedyś! Teraz zabawek do wody jest mnóstwo...






7. Książeczki. Kolorowe obrazki na pewno zainteresują roczniaka. A co do książeczek jest ich ogromny wybór...






8. Co jeszcze? Ubrania (najprawdopodobniej rozmiar 80 i 86), klocki, układanki, dmuchane zabawki, baseny, zabawki do piaskownicy (lato), sanki (zima), prezenty imienne, np. bransoletka z grawerem, kocyk z haftem.






I najważniejszy prezent: obecność w tak ważnym dniu! ...







czwartek, 28 września 2017

Stojak gimnastyczny dla niemowlaka

Chcę się z Wami podzielić świetnym przedmiotem, który odkryłam już dawno, bo od 3-go miesiąca mojej córki na świecie, a służy nam do dziś. Stojak gimnastyczny, przynajmiej tak się nazywał, kiedy kupowałam go na allegro...

Już od samego początku córka była nim zachwycona. Najpierw kiedy miała 3 miesiące i nie sięgała rączkami do grzechotek, bacznie tylko się im przyglądała, później zaczęła kopać nóżkami w grzechotki na bocznych stopniach. Teraz wstaje przy tym stojaku i sama włącza sobie melodyjki, pociągając za sznurek. I co najważniejsze, mając rok już jest w stanie dotknąć każdej grzechotki, bo jak nie na leżąco to na stojąco do każdej dotrze.

Stojak gimnastyczny to bardzo zajmująca zabawka. Posiada dużo grzechotek, dlatego myślę, że każde dziecko zainteresuje, (napewno i starsze dzieciaczki 2 i 3 letnie też jakąś aktywność z nim by sobie znalazły). Niemowlak ma do dyspozycji różne kolory, kształty, jest tu też gryzak i lusterko, w fioletowej zawieszce są światełka i melodie, a przede wszystkim niemowlak ma możliwość ćwiczenia paluszków, rączek, nóżek, testowania własnej siły.




 Także stojak służy nam już kilka miesięcy. Mamy parę zdjęć i wspomnień... 





Kiedy Juszka miała trzy miesiące grzechotki obserwowała na leżąco, z czasem zaczęła operować nóżkami, kopiąc boczne grzechotki. 













Kiedy miała siedem miesięcy i samodzielnie siadała, była już w stanie dotknąć wszystkich zabawek. Bardzo jej się to podobało...














Kiedy miała 11 miesięcy zaczęła przy nim stawać, co robi cały czas...














Stojak przydaje się nam cały czas, nawet teraz gdy Jusia ma rok. Codziennie się nim bawi. A dlaczego mi się tak podoba?


Po pierwsze, bo odwraca jej uwagę podczas przewijania. Jusia strasznie nie lubi przewijania i ubierania, dlatego kładę ją do przewijania pod stojakiem. Pomaga, trochę ją zajmuje, a ja mogę dokonać swoich powinności.



Po drugie, bo dzięki przystawianiu stojaka kiedy siedziała na nocniku, zaczęła dłużej na nim siedzieć i załatwiać swoje potrzeby. Na początku wcale nie chciała na nim siedzieć, a mi brakowało cierpliwości, żeby ją utrzymać na nocniku. Stojak sprawił, że nocnik jej "już tak nie parzy".


Stojak gimnastyczny to fajny wynalazek. Szczerze polecam! (nie jest to wpis sponsorowany, tylko moje szczere polecenie)

piątek, 22 września 2017

Wniosek o urlop wypoczynkowy i wychowawczy

Kończy Ci się urlop macierzyński? Jeśli planujesz tak jak ja bezpośrednio po urlopie macierzyńskim, skorzystać z urlopu wypoczynkowego, a następnie wychowawczego możesz skorzystać z podanego przeze mnie wzoru. 


Można złożyć jeden wniosek o urlop wypoczynkowy i wychowawczy, nie trzeba tego rozbijać na dwa wnioski. Ja złożyłam właśnie taki wspólny wniosek, formułka została stworzona przeze mnie, ale w kadrach powiedziano mi, że jest dobrze.








Tak wygląda mój wniosek:





                                                               . . . . . . . . . . . 
(miejscowość i data)
  .......................................
(oznaczenie pracownika)




  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
        (oznaczenie pracodawcy)


WNIOSEK O UDZIELENIE URLOPU WYPOCZYNKOWEGO I URLOPU WYCHOWAWCZEGO

Wnoszę o udzielenie mi 37 dni urlopu wypoczynkowego za rok 2015 (4 dni), 2016 (20 dni), 2017 (13 dni) w okresie od dnia 09.09.2017r. do dnia 31.10.2017r.
Urlop wypoczynkowy zamierzam wykorzystać bezpośrednio po wykorzystaniu urlopu macierzyńskiego, który ulegnie zakończeniu w dniu 08.09.2017r.
Następnie wnoszę o udzielenie mi części urlopu wychowawczego na córkę Justynę, urodzoną dnia 10.09.2016r. Urlop wychowawczy chcę wykorzystać bezpośrednio po wykorzystaniu urlopu wypoczynkowego tj. od dnia 01.11.2017r. do dnia 15.10.2018r.



                                                                                                             . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

                                                                                                                 (podpis pracownika) 






Teraz omówienie:


1) Koniec urlopu macierzyńskiego: 08.09.2017r.


2) Urlop wypoczynkowy, zaczyna się następnego dnia, po macierzyńskim.

Ważne!!! Do urlopu wypoczynkowego liczymy dni pracujące (od poniedziałku do piątku), a nie ciągiem! 


[Mi przysługuje 37 dni urlopu wypoczynkowego

- za rok 2015 (4 dni), 
- za rok 2016 (20 dni), 
- za rok 2017 (13 dni)

Urlop wypoczynkowy zaczynam od 09.09.2017r. doliczam 37 dni pracujących, urlop wypoczynkowy kończy się 31.10.2017r., a nie 15.10.2017r!]


3) Urlop wychowawczy zaczyna się następnego dnia, po wypoczynkowym.

[W moim przypadku od 01.11.2017r.]

Urlop wychowawczy liczymy ciągiem, rok urlopu wychowawczego = rok, np. od 01.11.2017r do 31.10.2018r.) Ja ustaliłam sobie trochę mniej niż rok.















Tutaj na pusto do przerobienia:




                                                                                           . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
                                                                                                                    (miejscowość i data)
.................................................
(oznaczenie pracownika)
  





  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
(oznaczenie pracodawcy)




WNIOSEK O UDZIELENIE URLOPU WYPOCZYNKOWEGO I URLOPU WYCHOWAWCZEGO


Wnoszę o udzielenie mi ……….……  dni (ilość dni) urlopu wypoczynkowego za rok  ……………….(rok, w nawiasie ilość dni z konkretnego roku) w okresie od dnia  ……...... do dnia …………

Urlop wypoczynkowy zamierzam wykorzystać bezpośrednio po wykorzystaniu urlopu macierzyńskiego, który ulegnie zakończeniu w dniu ……….

Następnie wnoszę o udzielenie mi części urlopu wychowawczego na córkę/syna …………………………….. …………………..(imię i nazwisko dziecka), urodzoną/urodzonego dnia ………………….. (data urodzenia dziecka). Urlop wychowawczy chcę wykorzystać bezpośrednio po wykorzystaniu urlopu wypoczynkowego tj. od dnia ………..……………. do dnia …………..




                                                                                                             . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

                                                                                                                                                           (podpis pracownika) 





Napiszcie, czy skorzystałyście...

wtorek, 12 września 2017

Oznaki ciąży

   Dużo i mało jest oznak ciąży, zależy od kobiety. Początkowo można je pomylić ze zwykłym zmęczeniem, albo miesiączką. Kiedy w Twoim organizmie zaczyna rosnąć mała isotka, organizm daje Ci o tym znać, tylko nie zawsze od razu się orientujesz... Kiedy już zrobisz test (wynik pozytywny) wtedy zaczynasz kojarzyć fakty, no tak ta ospałość, nudności, zmęczenie, obrzęk piersi były objawami ciąży! 

   Dla mnie dopiero brak miesiączki, pozwolił mi na 100 % podejrzewać ciążę. Wtedy zaczęłam kojarzyć objawy z ciążą. Nie chciałam się zbyt wcześnie nakręcać, chociaż przeczucie już mi towarzyszyło.  Potem robiłam test i za każdym razem nogi się pode mną uginały. W ciąży byłam 3 razy, dopiero za trzecim razem się udało, mam córeczkę Justynkę.

Co zaobserwowałam u siebie?

   Senność, spadek koncentacji, zmęczenie, były pierwszymi oznakami ciąży, ale nie traktowałam ich jako zwiastunów ciąży. Jeszcze przed terminem spodziewanej miesiączki zauważyłam u siebie spadek koncentracji, nie mogłam się skupić w pracy, chociaż tak na prawdę nic innego nie zaprzątało mi głowy. A po powrocie do domu nie dawałam sobie rady ze zmęczeniem, musiałam zrobić chociaż półgodzinną drzemkę, żeby zregenerować siły.

    Do tego doszło rozdrażnienie, nagle inne osoby zaczęły mnie bardziej denerwować, a normalne sytuacje zaczęły irytować.

   Jednocześnie zaobserwowałam powiększone i bolesne piersi, (akurat ja przed miesiączką nie narzekałam na dolegliwości ze strony piersi). Powiększone piersi, dla mnie objaw jak najbardziej pozytywny! Bolesność piersi już nie.

   Stałam się wyczulona na zapachy, bardziej reagowałam na zapachy, każdy nieprzyjemny zapach przybierał jeszcze ostrzejszy wyraz. 

   Ból podbrzusza, oby zwiastował tylko dobre wieści! Niestety u mnie 2 razy zwiastował poronienie, ale także za trzecim razem, tym szczęśliwym narzekałam na bóle podbrzusza, tyle, że nie tak intensywne jak wcześniej. Na szczęście w ciąży można brać tabletki No-spa i trochę ten ból złagodzić.

   Od 8. tygodnia ciąży zaczęły mi towarzyszyć mdłości i wymioty. Najczęściej wymiotowałam po obiedzie. Tylko potrawy robione na świeżo mi smakowały. Odgrzewane schabowe, albo parówki to były moje pewne "wymiotniki".

   Przeczucie. Za pierwszym i drugim razem, kiedy byłam w ciąży towarzyszyło mi przeczucie, że coś jest nie tak. Za trzecim razem ,gdy zaszłam w ciąże z Justynką, złe przeczucie już mi nie towarzyszyło. Podświadomie czułam, że będzie dobrze.

   Zachcianki ciążowe? Ja ich nie miałam, ale słyszałam od innych kobiet o wyprawie na kebab o 2.00 w nocy, albo o kanapce z nutellą i ogórkiem. Ja takich fantazji nie miałam. Jadłam normalnie, chociaż fast foody bardziej niż zwykle mi smakowały. 

   Poza tymi objawami gdzieś już przez kogoś opisanymi, miałam jeszcze jeden objaw. Kiedy budziłam się w nocy, bo chciało mi się pić, piłam szklankę wody, po czym po chwili odbijał mi się sok żołądkowy

   Od około 7 miesiąca ciąży, zaczęła mi dokuczać zgaga, na szczęście nie była taka straszna. A później im większy brzuch, tym częstsza potrzeba opróżniania pęcherza moczowego... I tak do rozwiązania.
   




   


Wszystkim kobietkom życzę tylko szczęśliwych rozwiązań i jak najmniej nieprzyjemnych objawów. Oraz lekkich porodów! 
Chociaż dla swojego maluszka My, kobiety jesteśmy dużo w stanie znieść...

A Wy jakie miałyście/ macie oznaki ciąży?




środa, 6 września 2017

Mamo mam już prawie rok, tyle potrafię.

    Na pierwsze „Mama” czekałam 9 miesięcy, teraz, gdy moje dziecko ma 11 miesięcy czekam, aż zacznie chodzić. Pierwszymi samodzielnymi kroczkami córki mogę się już pochwalić, potrafi zrobić już nawet do pięciu kroczków puszczona od jednej osoby do drugiej, ale boi się jeszcze sama puścić ręki, dlatego nie mogę powiedzieć, że już chodzi. Doskonale za to trzyma równowagę. Po postawieniu jej na podłodze, potrafi stać w miejscu około minuty.

   Córeczka bardzo dużo rozumie, np. gdy rano pytam się: "Czy idziemy zjeść śniadanko?" Uśmiecha się i wyciąga rączkę w stronę kuchni, tak samo zapytana czy idziemy na dworek. Sygnalizuje, że chce jeść lub pić, wyciąga rączki do talerzyka, czy butelki i mówi swoje "hmm".







Tutaj wypunktowałam wszystkie osiągnięcia mojej córeczki w 11-stym miesiącu:

- stoi sama na nóżkach około minuty,

- bardzo szybko porusza się przy meblach, głównie przy łóżku, potrafi też przejść od mebla do mebla, jeśli stoją blisko siebie,

- stawia pierwsze kroczki, około 5 puszczona do drugiej osoby,

- sama odpycha się w jeździku, zarówno do tyłu, jak i do przodu, podnosi konika do góry, wtedy gra jej muzyka, sama się tego nauczyła! (Mamy konika fisher price)

- mówi „mam, mam” przy jedzeniu, co ma znaczyć „mniam, mniam”,

- pokłada się na łóżku, udając, że śpi,

- sama wkłada do buzi ciasteczka, próbuje także sama jeść kanapeczkę, ale niestety duże kanapki jeszcze wypuszcza z rączek. Mamy tylko jeden problem. Justynka woli jeść lewą rączką...

- wymawia sylaby: ma-, ta-, la-, ba-, he-, ne, ble-,


- zapytana "gdzie jest tata?" odpowiada "tata brum, brum", każdy samochód nazywa "brum, brum"

- podnosi z podłogi okruszki, mówiąc "ble", niestety nie jest to jednoznaczne z tym, że "ble" wyrzuca, lubi się tym "ble" bawić...

- poznaje po mojej minie, że nabroiła, wtedy się do mnie uśmiecha i przytula,

-jest mistrzynią w robieniu min, mruży oczy, marszczy nos, wypina język, próbuje naśladować miny innych,

- próbuje zabijać muchy, ja chlapką, a ona ręką, albo nogą,

- bawimy się w "dziękuję i proszę" Daję jej przedmiot, mówiąc 'proszę' i czekam aż mi go odda, mówiąc 'dziękuję', a ona doskonale rozumie już te słowa

- potrafi otwierać różne drzwi i szuflady


   Nawet nie spodziewałam się tylu zdolności u mojego 11-sto miesięcznego dziecka.



   Myślę też, że to też dobry czas na wprowadzenie pewnych zmian w życiu dziecka, bo za chwilę może być już po prostu za późno. Wydaje mi się, że to ostatni gwizdek, żeby mogły jeszcze osiągnąć powodzenie.  Mi niestety brakuje systematyczności, nad czym ubolewam, bo albo mi się czegoś nie chce, albo serce mi się kraja na widok tej płaczącej istotki i moje postanowienia schodzą „na później”. W najbliższym czasie zaplanowałam:

1) przyzwyczajanie dziecka do nocnika, 

2) odzwyczajanie od cyca, 

3) przyzwyczajanie do spania w łóżeczku.

Plany są. Ciekawe jak będzie z ich realzacją... 

środa, 30 sierpnia 2017

Przestańcie brać moje dziecko na ręce!

      Los tak chciał, że po śubie zamieszkałam z Mężem, jego mamą i dwójką dziadków. To celem wstępu. O tym jak mieszkanie na kupie z obcymi ludźmi jest co najmniej "niekomfortowe" będę jeszcze pisać... Wiąże się z tym to, że mieszkając w obcej wsi, odwiedzają nas ludzie, których wogóle nie znam. Niestety nie jestem typem co to do każdego gościa będzie się szeroko uśmiechać i z każdym znajdzie temat. Mamy wspólną kuchnię z teściową, więc poniekąd jestem skazana na kontakt z jej gośćmi. Mogę siedzieć w pokoju, ale czasem składa się tak, że jestem głodna, kiedy są jej goście, lub muszę akurat umyć butelkę dla Juszki, albo dać jej jeść. Tak było też i tym razem.






       


Pukanie do drzwi… „Dzień dobry” krzyczy ktoś z progu i idzie do nas do kuchni, ja myłam szklanki, teściowa trzymała Justynkę. 
Teściowa i ja „Dzień dobry. 
Orientuję się, że to jakaś znajoma osoba, bo moja Teściowa: „O dawno Cię nie widziałam!”. Chwilę trwa wymiana zdań, po czym po 2 minutach rozmowy i mizdrzenia się do mojego dziecka (mnie to w ogóle jakby tam nie było, ale czego się spodziewać, skoro upłynęły dopiero 2 minuty…) kobieta ta wyciąga ręce do mojego dziecka: „no chodź do mnie na rączki” 
O nie hola, kolejna… „Nie chodź Perełka, bo w końcu do wszystkich na rączki przyzwyczaisz się chodzić” mówię zła i tylko patrzę na reakcję teściowej, bo już wyciągała ręce, żeby podać Małą tej kobiecie. Na szczęście obydwie ustąpiły i Justynka została na kolanach u babci.
Jak? Myślę sobie, jakim prawem, Ty bezczelna kobieto po 2 minutach obecności chcesz już brać moje dziecko na ręce? Kim jesteś? Nie znam ani Twojego imienia, ani nazwiska, nie wiem skąd przyjechałaś, ale Ty już uzurpowałaś sobie prawo, żeby brać moje dziecko na ręce! Może najpierw, chociaż zapytaj, czy możesz?

Druga sprawa... Jeśli obok jest matka dziecka i babcia, to komu ta kobieta powinna zadać pytanie czy może wziąć dziecko na ręce? Powinna zapytać się matki, a nie babci dziecka czy może je wziąć na ręce, nieprawdaż? Więc jeśli mnie kobieto nie znasz i wstydzisz się mnie zapytać to po prostu może odpuść sobie branie mojego dziecka na ręce?!

 Ludzie nie wiem, co to za głupi nawyk brać obce dziecko na ręce. Może źle robię, że nie chce dawać mojego dziecka innym na ręce. Ale czy nie można dotknąć dziecka za rączkę, za nóżkę, zagadać, czy uśmiechnąć się do niego? Nie chcecie zobaczyć uśmiechu dziecka tylko wolicie je nosić? Co za radość daje Wam branie mojego dziecka na ręce? Moja Córka ma dużo cioci i wujków, bo zarówno ja, jak i mój Mąż mamy po trójce rodzeństwa, oni mają już swoje rodziny, dzieci, więc grono rodzinne jest liczne… Plus rodzeństwo moich rodziców i teściowej, nasze rodzeństwo cioteczne, bliscy znajomi... Im nie zabraniam nosić Justynki, (aczkolwiek umiar wskazany).
Wszyscy Oni są ciociami i wujkami dla naszego dziecka. I tutaj właśnie dochodzi jeszcze jeden wątek, dlaczego byle psiapsióła mojej teściowej, która przychodzi do niej w odwiedziny od razu nazywa siebie „ciocią” mojego dziecka. Ty nie jesteś jej ciocią! Nazywaj siebie po prostu Panią! Bo jeśli uznam, że moje dziecko może mówić do ciebie per ciocia to sama tak Cię nazwę...

Moje jedenastomiesięczne dziecko, jeszcze nie mówi ciocia, ale wszystko już łapie, dlatego nie chce, żeby myślało, że świat składa się tylko z cioci i wujków i może iść do każdego i z każdym, kto mu to zaproponuje. Wyobraźnia daje mi taki przykład: moje dziecko wybiega do drogi, ma jakieś 4 latka. Zatrzymuje się samochód, drzwi otwiera jakiś pan: „Przejedziesz się ze mną?” Moje dziecko nauczone bezgranicznej ufności do wszystkich, wsiada do samochodu, bo to pewnie kolejny dobry wujek... I co może się wydarzyć? Wolę nawet nie myśleć!

Jaki jest więc morał tego tekstu? Uważam, że branie czyjegoś dziecka na ręce przez każdego, kto sobie tego zażyczy, nie jest ok. Do tej pory milczałam, teraz zamierzam mówić każdemu, co o tym myślę. Także nazywanie wszystkich ciociami i wujkami, jest przesadą. Ponadto myślę, że nie każdy życzył by sobie, żeby go nazywać ciocią i wujkiem, dlatego jeśli jakaś osoba nie jest z rodziny, lub bliskich znajomych, uważam, ze nawet bezpieczniej nazwać ją panią, czy panem.
Wiem, że dziecko nie jest moją własnością, nie chcę go odseparować od ludzi. Nie mniej jednak, uważam, że dobre wychowanie nakazywałoby nieznajomej osobie zapytać mnie, czy może ponosić moje dziecko. I zapytać mnie, a nie mojej teściowej! 
x

sobota, 26 sierpnia 2017

Zabawy z 11-miesięcznym dzieckiem

Jak zająć niemowlaka zabawą, żeby przy okazji, czegoś go nauczyć?
Ja mam swoje sposoby, poniżej przedstawiam kilka naszych zabaw, które oprócz tego, że interesują córkę, rozwijają koordynację ruchową, wzrokową i słuchową. A są takie proste i tanie!
Nauka przez zabawę, jest najlepszum sposobem nauki. Być może wszystko co tutaj wymieniam jest dla Ciebie oczywiste, ale ile matek, tyle sposobów...









JAKIE PRZEDMIOTY NAJBARDZIEJ INTERESUJĄ NIEMOWLAKA?

- piłeczki małe i duże,
- nakrętki,
- baloniki,
- butelki,
- puszki

Niemowlaka interesuje wszystko co ma ciekawy kształt i jeszcze powinno być kolorowe... Ja szczególnie polecam nakrętki od butelek, oczywiście trzeba pilnować, żeby niemowlak nie wziął korka do buźki. Moja córka za nimi szaleje! Ale uważaj, nie pozostawiaj dziecka sam na sam z korkami!






ZABAWY W DOMU:

- proszę, dziękuję: podaję córeczce jakiś przedmiot, mówiąc "proszę", a później czekam, aż mi go odda, mówiąc do niej "dziękuję". Czasem się buntuje, i nie chce jakiegoś przedmiotu oddać, ale z reguły wymieniamy się dalej. Bardzo dobry sposób nauki grzecznościowej przez zabawę - dzielenia się. Myślę, że zaowocuje to na przyszłość. 

- turlanie się: kiedy moja córka, jest już wszystkim znudzona, kładę ją sobie na brzuch, twarzami do siebie i turlamy się po łóżku, raz w prawą, raz w lewą stronę (spokojnie, uważam, żeby jej nie przygnieść), efekt widoczny od razu: humor wraca

- otwieranie drzwi: tej zabawy mam akurat dosyć... Wszystkie drzwi w domu córeczkę teraz interesują, te od pokojów, szafek, szuflady, klamki. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Stale przytrzymuję drzwi i szuflady, żeby nie przytrzasnęła sobie paluszków.

- zabawa w sylaby: często po jedzeniu, gdy córka siedzi w krzesełku do karmienia, siadam przed nią i patrząc jej w oczy, wymawiam, np: ma-ma, ta-ta, tak- tak, nie-nie, ba-ba, bla- bla, a ona zainteresowana powtarza za mną, ćwiczymy mowę i uczymy się dialogu!


wyjmowanie przedmiotów z pudełka: to chyba każdego niemowlaka zainteresuje, dzieciaki po prostu kochają robić bałagan... Można dać im do wyciągania zabawki z pudełka, nakrętki z miseczki, (oczywiście uważając, żeby dziecko nie brało ich do buźki!), saszetki herbatki z kartonu (tylko takie dobrze zapakowane!) I jeszcze oczywiście nadzór rodzica potrzebny!

- puszczanie balonika: pompuje balonik przed nią, ale go nie zawiązuje, tylko wypuszczam z rąk, żeby balonik "fruwał" kiedy powietrze z niego wylatuje... Córka jest zainteresowana zarówna dmuchaniem przeze mnie balona, jak i wodzeniem za nim wzrokiem, kiedy powietrze ucieka, a później szukaniem pustego balonika. Balony to mega frajda, staram się, też żeby codziennie mieć chociaż jednego balona napompowanego i zawiązanego, niemowlak na pewno nie przejdzie koło niego obojetnie.




ZABAWY NA PODWÓRKU (możliwe do zorganizowania także w domu):

- kopanie piłki : prowadzam moją córkę za rączki, a ona kopie przed sobą piłkę. Strasznie ją to wkręca, kilometry przy tym pokonuje.

puszczanie baniek mydlanych: moja córka jeszcze nie chodzi, dlatego sadzam ją w spacerówce i puszczam przed nią bańki, a ona albo je łapie, albo się od nich odkręca.

- bujanie w huśtawce: w huśtawkę dla dziecka warto zainwestować, dziecko lubi być bujane i obserwować przedmioty, będąc w ruchu. Tylko niestety ciężko mam córkę później z tej bujaczki wyciągnąć...


Na razie tyle naszych zabaw. Pa, pa!

środa, 23 sierpnia 2017

Akcesoria ułatwiające zwykły dzień z niemowlakiem


Gdybym miała kolejne dziecko, niewyobrażałabym sobie nie posiadać kilku rzeczy, które bardzo ułatwiają codzienne życie mamy z niemowlakiem. 

Oto one:

1. Wkładka do wanienki

Mój hit numer jeden. Pierwsze trzy mycia mojej córeczki wykonała za mnie siostra, metodą, że tak nazwę tradycyjną tzn. podkładała pieluszkę na spód wanienki a Małą podtrzymywała jedną ręką, drugą ją myła. Ile bezpieczniej jest położyć dziecko w takiej wkładce i umyć! Masz wolne dwie ręce i dokładnie widzisz swoje dziecko. Nie wyobrażam sobie mycia dziecka jedną ręką, bałabym się, że mi się wyślizgnie. Moja córka ma teraz jedenaście miesięcy, więc powoli rezygnujemy z wkładki, bo maksymalną wagę (10 kg) już przekroczyła i jest do niej za duża. Zresztą Mała jest teraz bardzo ruchliwa i długo nie wytrzyma usadzona w jednym miejscu. Wkładka przydaje się jeszcze dla ułatwienia mycia główki.

Jeśli chodzi o początki kąpania dziecka według mnie must have.









2. Śliniaczek silikonowy

My mamy z babyono - Super wygląd, kolor i kształt, moja córka od razu się w nim zakochała, nie dlatego, że lubi go nosić na szyi, ale dlatego, że stał się on jej najlepszą zabawką. Naprawdę nie wiem, co moja Juśka w nim widzi, ale godzinami potrafi się nim bawić wyginając silikonowe sznurki do zapinania. Żadne inne zabawki, nie potrafią zainteresować jej na tak długo jak śliniak. Śliniaczek jest bardzo łatwy do utrzymania w czystości, wystarczy przetrzeć chusteczką, albo umyć z dodatkiem płynu i przepłukać. Ponoć można myć go też w zmywarce, ja nie próbowałam. Służy nam już ponad pół roku i jeszcze nic a nic się nie zużył. Myślę, że taki śliniak to oszczędność w stosunku do tradycyjnych śliniaków z materiału, których trzeba posiadać kilka, bo jedzenie przysycha i trzeba je często prać, a nawet wyprane, posiadają jakieś plamy, przez co wyglądają nieestetycznie.







3. Podkłady jednorazowe do przewijania

Nie wyobrażam sobie przewijania bez nich. Niemowlak często sika, więc zostawienie go bez podkładu na pościeli, kończyłoby się codzienną zmianą pościeli. Czasami nawet kilkukrotną... Moja córka kochała leżeć z gołą pupką, niestety teraz, gdy zaczęła raczkować utrzymanie jej na podkładzie graniczy z cudem, ale nadal je podkładam, tak na wszelki wypadek. 

Sprawdziłyśmy też podkład wielorazowego użytku, u nas nie zdał egzaminu, siku spływało pod plecki córeczki, więc jeszcze musiałam ją przebierać. Nie polecam podkładów wielorazowych.





4.  Nosidełko

Rzecz konieczna, dla bezpiecznych przejazdów dziecka, tego nie trzeba rozwijać... Ale u nas wykorzystywane było też do spacerków z naszą córką. Kiedy Justynka miała 3 miesiące, w stelażu zamiast gondoli umieściliśmy nosidełko. Mała z nosidełka mogła rozglądać się na boki i wszystko obserwować, w gondoli była ograniczona i bardzo ją to denerwowało. Od piątego miesiąca, jako, że córka jeszcze stabilnie nie siedziała, zaczęłam ją karmić w nosidełku, także służyło nam nawet za krzesełko do karmienia.





5. Krzesełko do karmienia

Kiedy dziecko już stabilnie siedzi, można umieścić je do karmienia w krzesełku. Mama może wygodnie usiąść naprzeciw, pociechy, postawić miseczkę na blacie i karmić swoją pociechę, znajdzie się też miejsce dla położenia kilku małych zabawek dla zainteresowania dziecka. Wynalazek jak najbardziej potrzebny! Radzę tylko ograniczyć kładzenie tam zabawek, rozpraszają niemowlaka.





A TO RZECZY BEZ KTÓRYCH WEDŁUG MNIE MOŻNA SIĘ OBYĆ:

1. Leżaczek bujaczek 

 Czy jest on koniecznie potrzebny? Z mojego doświadczenia wynika, że nie. Moja córka nie była nim zainteresowana. Ani wibracje, ani muzyka nie robiły na niej wrażenia. Na szczęscie pożyczyłam bujaczek od siostry,więc nie inwestowałam w jego zakup. Jeśli będę miała drugie dziecko na pewno go nie zakupię. Jego miejsce spokojnie może zająć nosidełko umieszczone w stelażu, a na rączce do noszenia przywiesić można wstążeczki z grzechotkami. Ja tak robiłam...

Jeśli kogoś nie stać na zakup leżaczka, można się bez niego obyć.




2. Zabawki grające, świecące itp.

Zabawki interaktywne są bardzo dobre i potrzebne, ale kupujmy je z umiarem, to typ zabawek, które podobają się rodzicom, na dzieciach niekoniecznie robią, wrażenie, a jednak kosztują. Moją córkę najbardziej interesują korki od butelek, baloniki, książeczki, opakowania i inne przedmioty o ciekawej fakturze, które może dotknąć i przekładać z ręki do ręki. Światełka i muzyka nie robią na niej takiego wrażenia.


niedziela, 20 sierpnia 2017

Tipi tutorial

Zrobienie samemu tipi nie jest proste, jednak nie jest niemożliwe. Gotowe tipi trochę kosztują, więc postanowiłam uszyć tipi na maszynie sama. Nie wiedziałam tylko jak to ugryźć, obejrzałam kilka tutoriali, ale żaden mnie szczególnie nie przekonał, więc ściągnęłam trochę z jednego, trochę z drugiego i powstało moje tipi o podstawie 110 cm. Być może mój tutorial też nie jest do końca zrozumiały, jednak dla chcącego nic trudnego, myślę, że przy dobrych chęciach i wolnym czasie też jesteś w stanie to ogarnąć.

Nasze tipi:



Co było potrzebne?
- 4 kijki do tipi 180 cm długości fi 22 mm,
- sznurek jutowy do przewiązania kijków
- 3 m materiału 165 cm długości, (ale 140, 150 cm też mogą być)



Trójkąty równoboczne cięłam z prostokąta materiału, tak, żeby ich ściany stykały się ze sobą, w ten sposób zużyłam mniej materiału. Ale żeby zaoszczędzić na materiale i żeby tipi ładnie wyglądało wzór na materiale musi być porozrzucany, tzn że figury (u mnie myszki) muszą być namalowane pod różnymi kątami. Gdyby każda z tych myszek była skierowana nóżkami do dołu po zszyciu trójkątów materiału na jednym trójkącie tipi wyglądało by to dobrze, ale na drugim trójkącie myszki skierowane by były głową w dół... Dla symetrycznego wzoru trzeba zużyć więcej materiału.




Tipi krok po kroku:

1) Najpierw zaprasowałam materiał z obu stron po długości (3m) najpierw na 1 cm, a następnie jeszcze na 2 cm,





2) Odrysowałam i wycięłam trójkąty, (trójkąty są tu trapezami, ale nie czepiajmy się szczegółów ;-) ) ja korzystałam z tych proporcji:



3) Obszyłam każdy trójkąt po zaprasowanym boku, ale na razie tylko z jednej strony, u podstawy, w ten sposób podstawy trójkątów będziemy mieli już gotowe,






4) uszyłam 4 troczki do zawiązywania drzwi.

- z resztek materiału wycięłam 4 kawałki materiału o długości 35 cm * 5 cm, 

-zawinęłam raz krótsze boki na 0,5 cm i zszyłam,

- a następnie zaprasowałam dłuższe boki na 0,5 cm

- złożyłam materiał na pół, zaprasowałam i zszyłam ze sobą

 






5) Zszyłam ze sobą trójkąty 2cm od brzegu, przykładając do siebie strony prawa do prawej

- najpierw zaczęłam od przyszycia małych, wejściowych trójkątów do sąsiednich ścian, tutaj trzeba było też wsunąć po jednym troczku pomiędzy warstwy materiału na wysokości 60 cm od dołu (na zdjęciu odchyliłam materiał, żeby było wiadomo o co chodzi)



- zszyłam te części z tylną ścianą tipi, nie trzeba obszywać brzegów (tego nie będzie na koniec widać w środku, jak mi się początkowo wydawało, tipi w środku, będzie ładnie wyglądało) Ściany tipi  połączone!




6) Zawinęłam i obszyłam górę tipi.






7) Uszyłam tunele po prawej stronie, składając sąsiadujące ściany i zszywając je ze sobą 3,5 cm od krawędzi



- przy tunelach ze ściankami wejściowymi wszyłam jeszcze dodatkowo po troczku na wysokości poprzednio wszytych, wsuwając ok 2 cm troczka pod materiały 





8) Na koniec połączyłam ze sobą od góry drzwi tipi, zszyłam brzegi drzwi ze sobą na wysokość 50cm



9) Włożyłam kijki w tunele, ustawiłam i związałam kijki na górze. Można także wywiercić dziurki w kijkach na wysokości 15 cm i dodatkowo poprzewlekać sznurki przez dziurki. Tipi gotowe!










Później postanowiłam jeszcze udoskonalić moje tipi o matę do siedzenia dla córki. Wszyłam troczki na rogach. Dzięki temu tipi przestało rozjeżdżać się na boki. 


Materiały potrzebne do uszycia maty:

- 2 kwadraty materiału o wymiarach 114 cm* 114 cm, (ja nie miałam już tak dużo materiału w myszki, więc użyłam dwóch wzorów)
- kwadrat watoliny o wymiarach 114cm*114cm



Szycie maty:

1) Najpierw uszyłam 8 troczków, wycięłam 8 kawałków materiału 22 cm*4 cm i uszyłam troczki

2) Następnie złożyłam materiały prawymi stronami do siebie, a pod nie jeszcze podłożyłam kwadrat watoliny, spięłam je szpilkami. Następnie w każdy róg schowałam po dwa troczki, wsuwając je między materiały. Następnie zszyłam trzy warstwy ze sobą 2 cm od brzegu, zostawiając na środku jednego boku otwór umożliwiający wywrócenie materiałów na prawą stronę. Wywróciłam, zszyłam po prawej stronie powstały otwór. 

3) Przywiązałam troczki do kijków. Gotowe!


Tak wygląda Jusi tipi z matą:




Moja satysfakcja nieoceniona! 
Jusia zadowolona!
Dodatkowy plus, zabawki nie są porozrzucane na podłodze w całym pokoju!