środa, 30 sierpnia 2017

Przestańcie brać moje dziecko na ręce!

      Los tak chciał, że po śubie zamieszkałam z Mężem, jego mamą i dwójką dziadków. To celem wstępu. O tym jak mieszkanie na kupie z obcymi ludźmi jest co najmniej "niekomfortowe" będę jeszcze pisać... Wiąże się z tym to, że mieszkając w obcej wsi, odwiedzają nas ludzie, których wogóle nie znam. Niestety nie jestem typem co to do każdego gościa będzie się szeroko uśmiechać i z każdym znajdzie temat. Mamy wspólną kuchnię z teściową, więc poniekąd jestem skazana na kontakt z jej gośćmi. Mogę siedzieć w pokoju, ale czasem składa się tak, że jestem głodna, kiedy są jej goście, lub muszę akurat umyć butelkę dla Juszki, albo dać jej jeść. Tak było też i tym razem.






       


Pukanie do drzwi… „Dzień dobry” krzyczy ktoś z progu i idzie do nas do kuchni, ja myłam szklanki, teściowa trzymała Justynkę. 
Teściowa i ja „Dzień dobry. 
Orientuję się, że to jakaś znajoma osoba, bo moja Teściowa: „O dawno Cię nie widziałam!”. Chwilę trwa wymiana zdań, po czym po 2 minutach rozmowy i mizdrzenia się do mojego dziecka (mnie to w ogóle jakby tam nie było, ale czego się spodziewać, skoro upłynęły dopiero 2 minuty…) kobieta ta wyciąga ręce do mojego dziecka: „no chodź do mnie na rączki” 
O nie hola, kolejna… „Nie chodź Perełka, bo w końcu do wszystkich na rączki przyzwyczaisz się chodzić” mówię zła i tylko patrzę na reakcję teściowej, bo już wyciągała ręce, żeby podać Małą tej kobiecie. Na szczęście obydwie ustąpiły i Justynka została na kolanach u babci.
Jak? Myślę sobie, jakim prawem, Ty bezczelna kobieto po 2 minutach obecności chcesz już brać moje dziecko na ręce? Kim jesteś? Nie znam ani Twojego imienia, ani nazwiska, nie wiem skąd przyjechałaś, ale Ty już uzurpowałaś sobie prawo, żeby brać moje dziecko na ręce! Może najpierw, chociaż zapytaj, czy możesz?

Druga sprawa... Jeśli obok jest matka dziecka i babcia, to komu ta kobieta powinna zadać pytanie czy może wziąć dziecko na ręce? Powinna zapytać się matki, a nie babci dziecka czy może je wziąć na ręce, nieprawdaż? Więc jeśli mnie kobieto nie znasz i wstydzisz się mnie zapytać to po prostu może odpuść sobie branie mojego dziecka na ręce?!

 Ludzie nie wiem, co to za głupi nawyk brać obce dziecko na ręce. Może źle robię, że nie chce dawać mojego dziecka innym na ręce. Ale czy nie można dotknąć dziecka za rączkę, za nóżkę, zagadać, czy uśmiechnąć się do niego? Nie chcecie zobaczyć uśmiechu dziecka tylko wolicie je nosić? Co za radość daje Wam branie mojego dziecka na ręce? Moja Córka ma dużo cioci i wujków, bo zarówno ja, jak i mój Mąż mamy po trójce rodzeństwa, oni mają już swoje rodziny, dzieci, więc grono rodzinne jest liczne… Plus rodzeństwo moich rodziców i teściowej, nasze rodzeństwo cioteczne, bliscy znajomi... Im nie zabraniam nosić Justynki, (aczkolwiek umiar wskazany).
Wszyscy Oni są ciociami i wujkami dla naszego dziecka. I tutaj właśnie dochodzi jeszcze jeden wątek, dlaczego byle psiapsióła mojej teściowej, która przychodzi do niej w odwiedziny od razu nazywa siebie „ciocią” mojego dziecka. Ty nie jesteś jej ciocią! Nazywaj siebie po prostu Panią! Bo jeśli uznam, że moje dziecko może mówić do ciebie per ciocia to sama tak Cię nazwę...

Moje jedenastomiesięczne dziecko, jeszcze nie mówi ciocia, ale wszystko już łapie, dlatego nie chce, żeby myślało, że świat składa się tylko z cioci i wujków i może iść do każdego i z każdym, kto mu to zaproponuje. Wyobraźnia daje mi taki przykład: moje dziecko wybiega do drogi, ma jakieś 4 latka. Zatrzymuje się samochód, drzwi otwiera jakiś pan: „Przejedziesz się ze mną?” Moje dziecko nauczone bezgranicznej ufności do wszystkich, wsiada do samochodu, bo to pewnie kolejny dobry wujek... I co może się wydarzyć? Wolę nawet nie myśleć!

Jaki jest więc morał tego tekstu? Uważam, że branie czyjegoś dziecka na ręce przez każdego, kto sobie tego zażyczy, nie jest ok. Do tej pory milczałam, teraz zamierzam mówić każdemu, co o tym myślę. Także nazywanie wszystkich ciociami i wujkami, jest przesadą. Ponadto myślę, że nie każdy życzył by sobie, żeby go nazywać ciocią i wujkiem, dlatego jeśli jakaś osoba nie jest z rodziny, lub bliskich znajomych, uważam, ze nawet bezpieczniej nazwać ją panią, czy panem.
Wiem, że dziecko nie jest moją własnością, nie chcę go odseparować od ludzi. Nie mniej jednak, uważam, że dobre wychowanie nakazywałoby nieznajomej osobie zapytać mnie, czy może ponosić moje dziecko. I zapytać mnie, a nie mojej teściowej! 
x

sobota, 26 sierpnia 2017

Zabawy z 11-miesięcznym dzieckiem

Jak zająć niemowlaka zabawą, żeby przy okazji, czegoś go nauczyć?
Ja mam swoje sposoby, poniżej przedstawiam kilka naszych zabaw, które oprócz tego, że interesują córkę, rozwijają koordynację ruchową, wzrokową i słuchową. A są takie proste i tanie!
Nauka przez zabawę, jest najlepszum sposobem nauki. Być może wszystko co tutaj wymieniam jest dla Ciebie oczywiste, ale ile matek, tyle sposobów...









JAKIE PRZEDMIOTY NAJBARDZIEJ INTERESUJĄ NIEMOWLAKA?

- piłeczki małe i duże,
- nakrętki,
- baloniki,
- butelki,
- puszki

Niemowlaka interesuje wszystko co ma ciekawy kształt i jeszcze powinno być kolorowe... Ja szczególnie polecam nakrętki od butelek, oczywiście trzeba pilnować, żeby niemowlak nie wziął korka do buźki. Moja córka za nimi szaleje! Ale uważaj, nie pozostawiaj dziecka sam na sam z korkami!






ZABAWY W DOMU:

- proszę, dziękuję: podaję córeczce jakiś przedmiot, mówiąc "proszę", a później czekam, aż mi go odda, mówiąc do niej "dziękuję". Czasem się buntuje, i nie chce jakiegoś przedmiotu oddać, ale z reguły wymieniamy się dalej. Bardzo dobry sposób nauki grzecznościowej przez zabawę - dzielenia się. Myślę, że zaowocuje to na przyszłość. 

- turlanie się: kiedy moja córka, jest już wszystkim znudzona, kładę ją sobie na brzuch, twarzami do siebie i turlamy się po łóżku, raz w prawą, raz w lewą stronę (spokojnie, uważam, żeby jej nie przygnieść), efekt widoczny od razu: humor wraca

- otwieranie drzwi: tej zabawy mam akurat dosyć... Wszystkie drzwi w domu córeczkę teraz interesują, te od pokojów, szafek, szuflady, klamki. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Stale przytrzymuję drzwi i szuflady, żeby nie przytrzasnęła sobie paluszków.

- zabawa w sylaby: często po jedzeniu, gdy córka siedzi w krzesełku do karmienia, siadam przed nią i patrząc jej w oczy, wymawiam, np: ma-ma, ta-ta, tak- tak, nie-nie, ba-ba, bla- bla, a ona zainteresowana powtarza za mną, ćwiczymy mowę i uczymy się dialogu!


wyjmowanie przedmiotów z pudełka: to chyba każdego niemowlaka zainteresuje, dzieciaki po prostu kochają robić bałagan... Można dać im do wyciągania zabawki z pudełka, nakrętki z miseczki, (oczywiście uważając, żeby dziecko nie brało ich do buźki!), saszetki herbatki z kartonu (tylko takie dobrze zapakowane!) I jeszcze oczywiście nadzór rodzica potrzebny!

- puszczanie balonika: pompuje balonik przed nią, ale go nie zawiązuje, tylko wypuszczam z rąk, żeby balonik "fruwał" kiedy powietrze z niego wylatuje... Córka jest zainteresowana zarówna dmuchaniem przeze mnie balona, jak i wodzeniem za nim wzrokiem, kiedy powietrze ucieka, a później szukaniem pustego balonika. Balony to mega frajda, staram się, też żeby codziennie mieć chociaż jednego balona napompowanego i zawiązanego, niemowlak na pewno nie przejdzie koło niego obojetnie.




ZABAWY NA PODWÓRKU (możliwe do zorganizowania także w domu):

- kopanie piłki : prowadzam moją córkę za rączki, a ona kopie przed sobą piłkę. Strasznie ją to wkręca, kilometry przy tym pokonuje.

puszczanie baniek mydlanych: moja córka jeszcze nie chodzi, dlatego sadzam ją w spacerówce i puszczam przed nią bańki, a ona albo je łapie, albo się od nich odkręca.

- bujanie w huśtawce: w huśtawkę dla dziecka warto zainwestować, dziecko lubi być bujane i obserwować przedmioty, będąc w ruchu. Tylko niestety ciężko mam córkę później z tej bujaczki wyciągnąć...


Na razie tyle naszych zabaw. Pa, pa!

środa, 23 sierpnia 2017

Akcesoria ułatwiające zwykły dzień z niemowlakiem


Gdybym miała kolejne dziecko, niewyobrażałabym sobie nie posiadać kilku rzeczy, które bardzo ułatwiają codzienne życie mamy z niemowlakiem. 

Oto one:

1. Wkładka do wanienki

Mój hit numer jeden. Pierwsze trzy mycia mojej córeczki wykonała za mnie siostra, metodą, że tak nazwę tradycyjną tzn. podkładała pieluszkę na spód wanienki a Małą podtrzymywała jedną ręką, drugą ją myła. Ile bezpieczniej jest położyć dziecko w takiej wkładce i umyć! Masz wolne dwie ręce i dokładnie widzisz swoje dziecko. Nie wyobrażam sobie mycia dziecka jedną ręką, bałabym się, że mi się wyślizgnie. Moja córka ma teraz jedenaście miesięcy, więc powoli rezygnujemy z wkładki, bo maksymalną wagę (10 kg) już przekroczyła i jest do niej za duża. Zresztą Mała jest teraz bardzo ruchliwa i długo nie wytrzyma usadzona w jednym miejscu. Wkładka przydaje się jeszcze dla ułatwienia mycia główki.

Jeśli chodzi o początki kąpania dziecka według mnie must have.









2. Śliniaczek silikonowy

My mamy z babyono - Super wygląd, kolor i kształt, moja córka od razu się w nim zakochała, nie dlatego, że lubi go nosić na szyi, ale dlatego, że stał się on jej najlepszą zabawką. Naprawdę nie wiem, co moja Juśka w nim widzi, ale godzinami potrafi się nim bawić wyginając silikonowe sznurki do zapinania. Żadne inne zabawki, nie potrafią zainteresować jej na tak długo jak śliniak. Śliniaczek jest bardzo łatwy do utrzymania w czystości, wystarczy przetrzeć chusteczką, albo umyć z dodatkiem płynu i przepłukać. Ponoć można myć go też w zmywarce, ja nie próbowałam. Służy nam już ponad pół roku i jeszcze nic a nic się nie zużył. Myślę, że taki śliniak to oszczędność w stosunku do tradycyjnych śliniaków z materiału, których trzeba posiadać kilka, bo jedzenie przysycha i trzeba je często prać, a nawet wyprane, posiadają jakieś plamy, przez co wyglądają nieestetycznie.







3. Podkłady jednorazowe do przewijania

Nie wyobrażam sobie przewijania bez nich. Niemowlak często sika, więc zostawienie go bez podkładu na pościeli, kończyłoby się codzienną zmianą pościeli. Czasami nawet kilkukrotną... Moja córka kochała leżeć z gołą pupką, niestety teraz, gdy zaczęła raczkować utrzymanie jej na podkładzie graniczy z cudem, ale nadal je podkładam, tak na wszelki wypadek. 

Sprawdziłyśmy też podkład wielorazowego użytku, u nas nie zdał egzaminu, siku spływało pod plecki córeczki, więc jeszcze musiałam ją przebierać. Nie polecam podkładów wielorazowych.





4.  Nosidełko

Rzecz konieczna, dla bezpiecznych przejazdów dziecka, tego nie trzeba rozwijać... Ale u nas wykorzystywane było też do spacerków z naszą córką. Kiedy Justynka miała 3 miesiące, w stelażu zamiast gondoli umieściliśmy nosidełko. Mała z nosidełka mogła rozglądać się na boki i wszystko obserwować, w gondoli była ograniczona i bardzo ją to denerwowało. Od piątego miesiąca, jako, że córka jeszcze stabilnie nie siedziała, zaczęłam ją karmić w nosidełku, także służyło nam nawet za krzesełko do karmienia.





5. Krzesełko do karmienia

Kiedy dziecko już stabilnie siedzi, można umieścić je do karmienia w krzesełku. Mama może wygodnie usiąść naprzeciw, pociechy, postawić miseczkę na blacie i karmić swoją pociechę, znajdzie się też miejsce dla położenia kilku małych zabawek dla zainteresowania dziecka. Wynalazek jak najbardziej potrzebny! Radzę tylko ograniczyć kładzenie tam zabawek, rozpraszają niemowlaka.





A TO RZECZY BEZ KTÓRYCH WEDŁUG MNIE MOŻNA SIĘ OBYĆ:

1. Leżaczek bujaczek 

 Czy jest on koniecznie potrzebny? Z mojego doświadczenia wynika, że nie. Moja córka nie była nim zainteresowana. Ani wibracje, ani muzyka nie robiły na niej wrażenia. Na szczęscie pożyczyłam bujaczek od siostry,więc nie inwestowałam w jego zakup. Jeśli będę miała drugie dziecko na pewno go nie zakupię. Jego miejsce spokojnie może zająć nosidełko umieszczone w stelażu, a na rączce do noszenia przywiesić można wstążeczki z grzechotkami. Ja tak robiłam...

Jeśli kogoś nie stać na zakup leżaczka, można się bez niego obyć.




2. Zabawki grające, świecące itp.

Zabawki interaktywne są bardzo dobre i potrzebne, ale kupujmy je z umiarem, to typ zabawek, które podobają się rodzicom, na dzieciach niekoniecznie robią, wrażenie, a jednak kosztują. Moją córkę najbardziej interesują korki od butelek, baloniki, książeczki, opakowania i inne przedmioty o ciekawej fakturze, które może dotknąć i przekładać z ręki do ręki. Światełka i muzyka nie robią na niej takiego wrażenia.


niedziela, 20 sierpnia 2017

Tipi tutorial

Zrobienie samemu tipi nie jest proste, jednak nie jest niemożliwe. Gotowe tipi trochę kosztują, więc postanowiłam uszyć tipi na maszynie sama. Nie wiedziałam tylko jak to ugryźć, obejrzałam kilka tutoriali, ale żaden mnie szczególnie nie przekonał, więc ściągnęłam trochę z jednego, trochę z drugiego i powstało moje tipi o podstawie 110 cm. Być może mój tutorial też nie jest do końca zrozumiały, jednak dla chcącego nic trudnego, myślę, że przy dobrych chęciach i wolnym czasie też jesteś w stanie to ogarnąć.

Nasze tipi:



Co było potrzebne?
- 4 kijki do tipi 180 cm długości fi 22 mm,
- sznurek jutowy do przewiązania kijków
- 3 m materiału 165 cm długości, (ale 140, 150 cm też mogą być)



Trójkąty równoboczne cięłam z prostokąta materiału, tak, żeby ich ściany stykały się ze sobą, w ten sposób zużyłam mniej materiału. Ale żeby zaoszczędzić na materiale i żeby tipi ładnie wyglądało wzór na materiale musi być porozrzucany, tzn że figury (u mnie myszki) muszą być namalowane pod różnymi kątami. Gdyby każda z tych myszek była skierowana nóżkami do dołu po zszyciu trójkątów materiału na jednym trójkącie tipi wyglądało by to dobrze, ale na drugim trójkącie myszki skierowane by były głową w dół... Dla symetrycznego wzoru trzeba zużyć więcej materiału.




Tipi krok po kroku:

1) Najpierw zaprasowałam materiał z obu stron po długości (3m) najpierw na 1 cm, a następnie jeszcze na 2 cm,





2) Odrysowałam i wycięłam trójkąty, (trójkąty są tu trapezami, ale nie czepiajmy się szczegółów ;-) ) ja korzystałam z tych proporcji:



3) Obszyłam każdy trójkąt po zaprasowanym boku, ale na razie tylko z jednej strony, u podstawy, w ten sposób podstawy trójkątów będziemy mieli już gotowe,






4) uszyłam 4 troczki do zawiązywania drzwi.

- z resztek materiału wycięłam 4 kawałki materiału o długości 35 cm * 5 cm, 

-zawinęłam raz krótsze boki na 0,5 cm i zszyłam,

- a następnie zaprasowałam dłuższe boki na 0,5 cm

- złożyłam materiał na pół, zaprasowałam i zszyłam ze sobą

 






5) Zszyłam ze sobą trójkąty 2cm od brzegu, przykładając do siebie strony prawa do prawej

- najpierw zaczęłam od przyszycia małych, wejściowych trójkątów do sąsiednich ścian, tutaj trzeba było też wsunąć po jednym troczku pomiędzy warstwy materiału na wysokości 60 cm od dołu (na zdjęciu odchyliłam materiał, żeby było wiadomo o co chodzi)



- zszyłam te części z tylną ścianą tipi, nie trzeba obszywać brzegów (tego nie będzie na koniec widać w środku, jak mi się początkowo wydawało, tipi w środku, będzie ładnie wyglądało) Ściany tipi  połączone!




6) Zawinęłam i obszyłam górę tipi.






7) Uszyłam tunele po prawej stronie, składając sąsiadujące ściany i zszywając je ze sobą 3,5 cm od krawędzi



- przy tunelach ze ściankami wejściowymi wszyłam jeszcze dodatkowo po troczku na wysokości poprzednio wszytych, wsuwając ok 2 cm troczka pod materiały 





8) Na koniec połączyłam ze sobą od góry drzwi tipi, zszyłam brzegi drzwi ze sobą na wysokość 50cm



9) Włożyłam kijki w tunele, ustawiłam i związałam kijki na górze. Można także wywiercić dziurki w kijkach na wysokości 15 cm i dodatkowo poprzewlekać sznurki przez dziurki. Tipi gotowe!










Później postanowiłam jeszcze udoskonalić moje tipi o matę do siedzenia dla córki. Wszyłam troczki na rogach. Dzięki temu tipi przestało rozjeżdżać się na boki. 


Materiały potrzebne do uszycia maty:

- 2 kwadraty materiału o wymiarach 114 cm* 114 cm, (ja nie miałam już tak dużo materiału w myszki, więc użyłam dwóch wzorów)
- kwadrat watoliny o wymiarach 114cm*114cm



Szycie maty:

1) Najpierw uszyłam 8 troczków, wycięłam 8 kawałków materiału 22 cm*4 cm i uszyłam troczki

2) Następnie złożyłam materiały prawymi stronami do siebie, a pod nie jeszcze podłożyłam kwadrat watoliny, spięłam je szpilkami. Następnie w każdy róg schowałam po dwa troczki, wsuwając je między materiały. Następnie zszyłam trzy warstwy ze sobą 2 cm od brzegu, zostawiając na środku jednego boku otwór umożliwiający wywrócenie materiałów na prawą stronę. Wywróciłam, zszyłam po prawej stronie powstały otwór. 

3) Przywiązałam troczki do kijków. Gotowe!


Tak wygląda Jusi tipi z matą:




Moja satysfakcja nieoceniona! 
Jusia zadowolona!
Dodatkowy plus, zabawki nie są porozrzucane na podłodze w całym pokoju! 

piątek, 11 sierpnia 2017

Czy karmienie piersią jest tańsze od karmienia mlekiem modyfikowanym?

Jestem mamą 11-miesięcznej córeczki i nadal karmię piersią. Na początek powiem, że jestem zwolenniczką karmienia piersią i dziwię się mamom, które mogą karmić piersią, a świadomie z tego rezygnują. Mleko modyfikowane, co prawda zawiera wszystkie niezbędne składniki mineralne i witaminy, ale w mleku kobiecym są jeszcze przeciwciała, które chronią maluszka przed chorobami. To rzecz, której nie da się wytworzyć żadną techniką technologiczną, dlatego mleko kobiece ma dużą przewagę nad mlekiem modyfikowanym.

Może nigdy żadna z Was się nad tym nie skupiała, ale karmienie piersią jednak kosztuje. Pomijam czas, tu skupiam się na finansach. Nieraz już słyszałam komentarze typu: „Ty to masz dobrze, karmisz piersią, to nic nie kosztuje, a mleko modyfikowane takie drogie…” 

Nie kosztuje? Kosztuje, tylko chyba nikt się nad tym nie zastanawia, ludzie myślą, że wyjmuje się cyca i ot tyle, zero kosztów! Być może niektóre kobiety nic nie inwestują w karmienie piersią, ale ja dbam o zdrowie dziecka, swoje i higienę. Przedstawiam moje wydatki na karmienie piersią:

1)     Suplement diety dla kobiet karmiących piersią, ja stosuję Femibion Natal 2 Plus, stosowałam w ciąży i nadal go stosuję. Polecam, porównywałam jego skład z innymi suplementami i lepszego nie znalazłam, (porównywałam z suplementami tańszymi i w podobnej cenie). 

     Dlaczego ważne jest stosowanie suplementu diety bogatego w składniki odżywcze? Dlatego, że dieta matki karmiącej, powinna być wzbogacona o DHA, czyli wielonienasycony kwas omega-3, dla prawidłowego rozwoju mózgu i oczu niemowlęcia, oraz o inne składniki odżywcze potrzebne dla rozwoju maluszka, których w diecie matki może być za mało. Nieoceniona korzyść dla maluszka! Koszt 40 złotych.

2)     Żelazo,  dlaczego? Dlatego, że w pewnym momencie czułam się wyczerpana, obwiniałam za to karmienie piersią, czułam się wyciągnięta ze wszystkich składników. Żelaza nie brałam od początku, ale w pewnym momencie poprosiłam w aptece coś na zmęczenie dla matki karmiącej piersią, okazało się, że powinnam suplementować żelazo. Od kiedy je zażywam, czuję się lepiej. Żelazo wspomaga produkcję czerwonych krwinek i hemoglobiny, transport tlenu w organizmie i zmniejsza zmęczenie. Ja stosuję Szelazo + SR. Koszt 22 zł.

3)     Wkładki laktacyjne – używam dla higieny i komfortu, nie wyobrażam sobie, żeby na koszulce koło piersi widniała mi plama… (Ja używam Johnson's). Koszt 18 zł





Czyli razem miesięcznie 80 złotych, tyle kosztuje moje karmienie piersią! Nie jest darmowe jak się niektórym wydaje…




Więc karmienie piersią kosztuje więcej, czy mniej od karmienia mlekiem modyfikowanym? Moim zdaniem to zależy jak długo zamierzasz karmić piersią. Ja posłużę się tu przykładem dziecka z rodziny praktycznie od narodzin karmionego wyłącznie mlekiem modyfikowanym, bo pokarm mamy mu nie starczał. Ten maluch, kiedy tylko go widziałam pił mleko z butli, a mama już gotowała wodę do przyrządzenia następnej porcji mleka. Co prawda na początku niemowlak pije małe porcje, 90 ml mleka modyfikowanego, ale jak przyrządza się takie porcje nawet kilkanaście razy dziennie, trochę gram tego mleka trzeba wykorzystać… 

Zakładając, że mama kupowała 2 opakowania mleka początkowego miesięcznie po ok 50 zł/szt, wychodzi, że płaciła miesięcznie ok 100 złotych. To więcej niż ja karmiąc piersią w pierwszych miesiącach. (Ja 80 złotych).

Natomiast ta mama teraz, kiedy jej niemowlak ma ok 10 miesięcy, karmi malucha ok 3 razy na dobę mlekiem następnym (wiadomo, większymi porcjami niż na początku), ale wydaje mi się, że jedno opakowanie mleka modyfikowanego na miesiąc wystarczy. Czyli koszt ok 50 zł, ja nadal wydaję 80 złotych, więc teraz ja płacę więcej.

Można tu także zrobić inną analizę, bo każda matka kupuje inne mleko, jedna tańsze, druga droższe, inne mogą też mieć gramatury... Ale nie to jest celem tego postu. Chciałam udowodnić, że karmiąc piersią też trzeba się liczyć z wydatkami…



Mogę jednak pochwalić się, że moje dziecko chorowało mniej i łagodniej przechodziło choroby od opisywanego maluszka, karmionego mlekiem modyfikowanym. Może to przypadek, a może moje przeciwciała Jusi pomogły! 

środa, 9 sierpnia 2017

Pierwsze „Mama” i inne osiągnięcia mojego dziecka w dziewiątym miesiącu życia

Pomysł na pisanie bloga przyszedł mi do głowy, kiedy moja córka w dziewiątym miesiącu powiedziała pierwszy raz „Mama”. Wtedy postanowiłam, że zacznę pisać bloga, żeby nie zapomnieć najważniejszych momentów z życia z mojego dziecka i żebym kiedyś w przyszłości mogła jej odpowiedzieć na pytanie, kiedy np. wyszedł jej pierwszy ząbek, czy kiedy zaczęła chodzić. (Właśnie…Pierwszy ząbek wyszedł jej jak miała 6 miesięcy i dwa dni; chodzić jeszcze nie zaczęła). 

Wracając do dziewiątego miesiąca mojej córki na świecie, dla mnie jest on tak szczęśliwy, bo usłyszałam od Niej pierwsze „Mama”. Moja córka słowo „Tata” ładnie wypowiadała, już w 7-mym miesiącu i na dodatek powtarzała je na okrągło, dlatego trochę przykro mi było, dlaczego nie mówi „mama”. Mnie miała na okrągło, a tatę tylko weekendami, bo tata pracuje w delegacji. Teraz wiem, że na wszystko przychodzi pora, nie ma co się przejmować, że Twoje dziecko nie mówi, czy nie robi tego co dziecko znajomych w tym samym wieku. 

Co osiągnęła moja Córka w dziewiątym miesiącu?
- powiedziała „Mama”,
- sama usiadła, (siedziała stabilnie już dużo wcześniej po jej usadzeniu w miejscu)
- stanęła sama w łóżeczku,
- a także zaczęła machać i bić prawo, kiedy się Ją o to poprosiło.

Taka mała istotka, a tyle już potrafi! 9 miesiąc to ogromny skok rozwojowy u naszego dziecka, nawet nie spodziewaliśmy się, że tak wiele rzeczy nauczy się w ciągu jednego miesiąca. Jedno jest pewne każde nowe osiągnięcie swojego maluszka niezmiernie cieszy. Dumy ze swojego dziecka, nie wyprzedzą chyba żadne inne sukcesy. Jestem na początku drogi macierzyństwa, ale już sobie wyobrażam, jaka będę dumna z pierwszego wierszyka mojej córci w szkole… Na razie zakochałam się w widoku mojego machającego niemowlaka. Pa, pa!